sobota, 21 listopada 2015

➳ 6

                                                                          ~ Klik ~

Lily

Dzwonek na lekcję był dla mnie czymś w rodzaju kata. Czułam się tak, jakbym szła na ścięcie. Nerwowo zaciskałam dłonie czekając, aż wszyscy wejdą do klasy. Nim to zrobili nauczycielka zdążyła już przyjść i zamienić ze mną parę słów. Nie była zła, a przynajmniej nie, aż tak jak ta z Londynu. Zaprosiła mnie do środka, a ja przełykając ślinę niepewnie przekroczyłam drzwi oczekując najgorszego.

- To nasza nowa uczennica, Lily Convey - Kobieta wygląda na mniej więcej czterdzieści pięć lat z połówkami okularów na nosie i kasztanowych włosach upiętych w kok. Miała nienagannie wyprasowaną spódnicę i śnieżnobiałą koszulkę w nią włożoną. Typowa perfekcjonistka.

Moje serce biło jak szalone, wielokrotnie podchodziło mi do gardła. Nerwowo bawiłam się rękawem bluzy, a ich świdrujące spojrzenia wierciły we mnie dziurę. Przełknęłam głośno ślinę i przeklęłam się w myślach za tę nieśmiałość. Była jedną z wielu cech charakteru, których w sobie nienawidziłam.

- Um… Hei… - Wykrztusiłam z siebie. Uśmiechnęłam się, ale pewnie wyglądało to raczej jak grymas, a nie uśmiech. Tyle ławki ryknęły śmiechem. Moje policzki oblały się krwistą czerwienią. Cieszyłam się w tamtym momencie, że miałam tak długie włosy. Spokojnie zakryły moją twarz.

- Cisza - Nauczycielka podniosła głos - Mam was znowu wysłać do dyrektora, chłopcy? I po raz kolejny wezwać waszych rodziców na rozmowę? - dodała

- Nie trzeba - Usłyszałam. Chciałam zobaczyć, do kogo należał ten głos, ale nie dałam rady. Za bardzo się wstydziłam.

- Więc, następnym razem radzę nie odzywać się nie pytanym, Hemmings - Kobieta odrzuciła dziennik na biurko. Domyśliłam się tego po tym charakterystycznym dźwięku.

- Cieszę się, że trafiłaś pod moje wychowawstwo Lily. Życzę ci powodzenia w nauce i zdobycia jak najlepszych wyników w tym roku szkolnym. Zajmij teraz proszę miejsce obok Ellie, najwyższa pora zacząć lekcję. - Słysząc jej polecenie zadarłam głowę szukając owej dziewczyny.

Siedziała w drugiej ławce, a proste jak druty, ciemne prawe czarne, dosyć charakterystyczne włosy opadały jej na piersi i ramiona. Jej brązowe, a przynajmniej tak mi się wydaje spojrzenie ukryte było pod okularami korekcyjnymi w czerwonej oprawie. Miała typową latynoską urodę, przez co pewnie uganiało się za nią mnóstwo chłopców. Krócej mówiąc Ellie była bardzo ładna i nie sądzę, że będzie chciała się ze mną zaprzyjaźnić.
Westchnęłam cicho i zaciskając dłoń na rękawie ruszyłam w tamtym kierunku. Bezszelestnie odsunęłam krzesło i zajęłam swoje miejsce. Wyjęłam potrzebne mi książki i zeszyt z piórnikiem, po czym odwróciłam głowę w kierunku dziewczyny.

- Cześć… - Powiedziałam cicho i raczej nie pewnie.

- Cześć - Odpowiedziała z szerokim uśmiechem na ustach - Jaki masz śliczny głos - dodała

- D-dziękuje - Wyjąkałam - Jestem Lily - wysunęłam dłoń w jej kierunku.

- Ellie, ale wolę, gdy mówią na mnie El, tak po prostu - Uścisnęła ją, a przy okazji puściła oczko. Z tego miejsca mogłam powiedzieć, że jest naprawdę miłą i przyjacielską osobą. Pierwszą, jaką poznałam, odkąd zaczęłam przyjaźnić się z Rachel.

Zakończyłyśmy tą krótką rozmowę, żeby zająć się lekcją, która dosyć szybko minęła. Lubiłam literaturę. Była moim ulubionym przedmiotem obok historii i chemii. Minęła dosyć szybko. Spędzona na rozmowach o perełkach literatury średniowiecznej.

***

Podczas dłuższej przerwy zajęłyśmy jeden z wolnych stolików na stołówce. Ellie kreśliła jakieś nieznane mi wzory geometryczne, plastikowym widelcem w stołówkowym jedzeniu, którego nie tknęłyby się nawet bezdomne koty. W końcu odsunęła od siebie tacę i oparła brodę na pięści. Ja natomiast nie zwracałam na innych uwagi, a przynajmniej się starałam i pisałam wypracowanie na literaturę. Pomimo tego, że była moją pierwszą, dzisiejszą lekcją i kolejna będzie dopiero za tydzień temat wypracowania bardzo mi się spodobał i niemal od razu zaczęłam je pisać.

- On jest taki przystojny… - Rozmarzyła się Ellie, a ja uniosłam wzrok z nad kartki i zmarszczyłam brwi.

- Kto? - Zapytałam patrząc się na nią.

- Michael - Pisnęła - Czerwone włosy, ostatni stolik po drugiej stronie - dodała nawet się na mnie nie patrząc - Podoba mi się od pierwszej klasy.

- Co jest szczególnego w kolorowych włosach? - Zmarszczyłam brwi - Ale faktycznie, jest niczego sobie - dodałam. Niestety, nie był on moim ideałem.

- Więc, dlaczego ty farbujesz włosy? - Odwróciła się do mnie chwile, obdarzając mnie pytającym spojrzeniem.

- Szablonowość jest przereklamowana - Wzruszyłam ramionami.

- On twierdzi tak samo - Powiedziała - Oddałabym wszystko, za jego spojrzenie.
Parsknęłam śmiechem.

- Nie zdążyłam poznać cię od tej strony - Zaczęłam - Pieprzony romantyk, z ciebie - dodała

- Przestań - Również się roześmiała - Może trochę. - dodała w końcu.

Teraz śmiałam się z niej, a w duchu byłam przecież taka sama. 

xx

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Mam nadzieje, że następny pojawi się szybciej x

wtorek, 15 września 2015

➳ 5

                                      ~ Klik ~                                              ~ Klik ~

Lily

Pierwszy dzień w szkole. Powinnam cieszyć się, bo będę mieć okazję poznać nowych ludzi, zawrzeć nowe znajomości czy chociażby znaleźć chłopaka.Tak nie było.

Nerwy zżerały mnie od środka, ręce się trzęsły. Nie byłam sobą. W takich sytuacjach nigdy 
nie byłam.

***

Stojąc przed lustrem przyglądałam się samej sobie. Ciemne jeansy opinały nogi, na prawej ręce leżał zegarek, który przykrywał jedną z tych bardziej widocznych ran. Dopasowałam do tego zwykłą szarą bluzę. Nie chciałam się stroić, przecież idę do szkoły, miejsca, w którym mam zamiar się czegoś nauczyć, a nie na jakiś pokaz mody.

Słysząc z dołu krzyk taty szybko zabrałam swoją torbę i zbiegłam szybko schodami wpadając niczym tornado do kuchni. Zaśmiał się widząc jak dorwałam się do tostów francuskich i malinowej herbaty. Byłam głodna, dlatego też po kilku minutach na talerzy nie było już ani okruszka.

- Gdzie ta ruda jędza? - Zapytałam nie widząc nigdzie młodszej siostry. Kochałam ją i to bardzo mocno, ale czasami potrafiła tak zirytować człowieka, że to się w głowie nie mieściło. Byłam, bo już nie jestem osobą o anielskiej cierpliwości, ale teraz nie mogę wytrzymać z nią pięciu minut, gdy ma jeden ze swoich głupich dni.

- Śpi - Tata wzruszył ramionami opierając się o blat - Szczęściara zaczyna dzisiaj godzinę później niż my - dodałam

- Głupi zawsze ma szczęście - Przewróciłam oczami, bo to było takie oczywiste. Z całym szacunkiem, ale Susan do najmądrzejszych osób nie należała. Co ja gadam. Była najgłupszą osobą, jaką znałam.

Po posprzątaniu po sobie wyszłam na korytarz chcąc znaleźć swoje buty. Gdy już je ubrałam założyłam torbę na ramię i wyszłam na zewnątrz.

***

Stojąc pośród uczniów przed wielkim gmachem szkoły miałam ochotę wybiec stamtąd i nigdy nie wracać. Czułam się zbyt obco. Nikt nie zwracał na mnie swojej uwagi, co mnie cieszyło. Jedyne, czego mi jeszcze brakowało do mojego obecnego stanu to jakieś spojrzenie typu ‘co to za dziwadło?

Biorąc głębszy wdech zaczęłam przepychać się pośród reszty uczniów do głównego wejścia. Czasu do pierwszej lekcji zostało niewiele, a ja musiałam jeszcze odebrać swój plan lekcji i znaleźć właściwą salę. Szłam zgodnie z rytmem piosenki płynącej w moich słuchawkach. Starałam się nie rozglądać dookoła, by nie zwracać na siebie tej niepotrzebnej uwagi.

Znajdując się już przed właściwymi drzwiami niepewnie zapukałam, a następne weszłam do środka. Za biurkiem siedziała długowłosa blondyna z okularami korekcyjnymi na nosie. Uderzała z niewiarygodną prędkością w klawiaturę komputera nie zwracając uwagi na otoczenie.

- Um… Przepraszam? - Odezwałam się cicho. Nawet nie zauważyła, że ktoś się pojawił. Wyglądała jakbym wyrwała ją z jakiegoś transu, czy czegoś takiego.

- Dzień dobry - Zaczęła formalnie, gdy jej ciemnozielone spojrzenie padło na moją osobę.

- Dzień dobry - Odpowiedziałam starając się nie jąkać - Nazywam się Lily Convey, miałam odebrać swój plan lekcji - wyrecytowałam, a gdy blondynka odwróciła się, by znaleźć dla mnie plan westchnęłam ciężko i w duchu sobie pogratulowałam.

- Proszę - Podała mi kartkę z rozpiską lekcji - Udanych lekcji i pobytu w naszej szkole - dodała uśmiechając się do mnie w sposób pocieszający. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nie zawracając sobie tym głowy wyszłam z sekretariatu i obrzuciłam wzrokiem dzisiejsze lekcje. Pierwszą lekcją była literatura, co mnie nie zdziwiło. Lubiłam ten przedmiot, a czytanie książek to była dla mnie czysta przyjemność. Zatrzymałam się na uboczu korytarza chcąc się mniej więcej zorientować, gdzie jestem.

Luke

Siedząc pod salą literatury razem z chłopakami starałem się uważać i słuchać tego, co mówią, ale zaliczone przez nich dziewczyny nijak mnie nie interesowały. Obserwowałem całą resztę korytarza i mijające nas dziewczyny. Wiele z nich posyłało mi zalotne spojrzenia, czy przechodząc tuż obok mojej twarzy kręciło uwodzicielsko biodrami.
Moją szczególną uwagę przykuła drobna kolorowo włosa dziewczyna studiująca zawzięcie jakąś kartkę. Pierwszy raz widziałem ją w tej szkole i musiałem przyznać, że była… inna. Tak, zdecydowanie inna niż reszta płci pięknej w tym budynku. Wszystkie chodziły w krótkich spódniczkach i koszulach, ona w jeansach i szarej bluzie. Zadarła głowę do góry wzrokiem przelatując przez numerki na drzwiach sali. Odetchnęła z ulgą, gdy popatrzyła się na tą od literatury i zsunęła się ze środka korytarza pod przeciwległą ścianę. Cały czas ją obserwowałem, a chłopaki mieli już pewnie ze mnie ubaw.
To też mnie nie interesowało.

Tajemnicza kolorowa rozglądnęła się dookoła, a w pewnym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały. Zdążyłem zauważyć, że miała oczy koloru intensywne ciepłego brązu nim odwróciła speszona wzrok. Jej policzki przybrały barwę lekkiego różu, gdy zagryzała wargę. Chciałem dalej się w nią bezczelnie wgapiać, ale Michael i te jego palce przed moimi oczami mi to uniemożliwiły.

- Halo?! Ziemia do Hemmings’a! - Najpierw pstryknął mi przed oczami z palców, a teraz jeszcze pomachał tą swoją wielką łapą.

- Co? - Warknąłem, a on zmarszczył brwi. Calum szturchnął go z całej siły w bok dyskretnie wskazując głową za siebie, gdzie stała kolorowa.

- Gapisz się na nią jakbyś UFO zobaczył - Zaczął Ashton - Co w niej takiego jest? Fakt faktem ma niezłe nogi i tyłek, ale nic po za tym - dodał

- Ciągle o jednym i tym samym - Hood przewrócił oczami.

- Siedź cicho Azjato - Irwin go uciszył, a Calum popatrzył się na niego groźnie

- Nazwij mnie tak jeszcze raz, a zaczniesz gryźć te kafelki - Wskazał na podłogę pod sobą, a Irwin posłusznie się zamknął.

- Jest inna, inna niż one wszystkie inteligencie - Uderzyłem szatyna palcem w czoło, a ten parsknął śmiechem z nie wiadomo jakiego powodu.

- Tylko się nie zakochaj Romeo - Klepnął mnie trochę zbyt mocno po plecach i wstał, gdyż zadzwonił dzwonek.


- Oj zamknij się - Poczochrałem mu włosy - Albo przynajmniej zastanów się nad tym co gadasz - dodałem kierując się razem z torbą na ramieniu na tył klasy. 

xx

Mam nadzieje, że ktoś tu jeszcze jest >.< 
Przepraszam was za nieobecność, ale jakoś tak nie mogłam się zebrać żeby wstawić tutaj rozdział :-/

Dajcie o sobie znać ^^ Nie obraziłabym się też za komentarze z waszymi opiniami :')


piątek, 31 lipca 2015

➳ 4

                                                                          ~ Klik ~

Luke
            
                Wchodząc do domu o dziwo nie zastałem chłopaków, zauważyłem też, że nie dzieje się nic, czym mógłbym się zainteresować.

- Cześć - Powiedział Michael zauważając moją osobę - Gdzie byłeś? - dodał

- U mamy - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą - A gdzie niby mógłbym być? Przecież wiesz, że jutro jest rocznica - dodałem ze smutkiem w głosie.

- Wiem - Powiedział równie smutnym tonem - Nie chce mi się wierzyć, że to już tyle lat - dodał na chwilę odrywając się od gry na playstation.

- Ja też - Przyznałem - Jakby mama czegoś chciała, to jestem u siebie - dodałem.
Dziwnie to brzmi, prawda? Byłem u mamy, a chwilę potem mówię, że jakby mama coś chciała to jestem u siebie.

Moja biologiczna matka nie żyje. Zginęła przez potrącenie na pasach przez jakiegoś pijanego kierowcę, kiedy miałem może z trzynaście lat. Jej dobra przyjaciółka, a zarazem mama Michael’a dobrze znała naszą sytuację i postanowiła mnie do siebie przygarnąć. A, czemu nie mogłem przejść pod opiekę ojca? To proste. Ja nie mam ojca. Straciłem go w wieku pięciu lat, gdy zostawił mnie i braćmi razem z matką samych, by odejść do innej 
kobiety nawet się z nami nie żegnając.

Pozostali członkowie mojej rodziny, również nie chcieli się mną zająć, ponieważ stwarzałem dosyć poważne problemy wychowawcze i wiele razy się buntowałem z byle powodów. Gdy nie mama Michael’a pewnie skończyłbym w domu dziecka czy poprawczaku. Tak… Moje wybryki z tamtego czasu różniły się od wybryków dzieciaków, które mają po trzynaście lat…

Krócej mówiąc wtedy już paliłem, ale nie ważyłem się tknąć narkotyków czy alkoholu. Wiedziałem, że to było złe, do tej pory sobie to wypominam, ale dawało mi poczucie ulgi i zmniejszało cierpienie oraz tęsknotę za matką.

Lily

Idąc krawężnikiem chodnika miałam opuszczoną głowę i wzrok wbity w stopy. Próbowałam nie tracić równowagi, ale dawno tego nie robiłam i wyszłam z wprawy.

- Co Ty robisz? - Usłyszałam za sobą jakiś głos, który powoduje, że zatrzymałam się w miejscu, a następnie odwróciłam się.

- Idę, nie widać? - Wzruszyłam ramionami i poprawiłam rozsuwaną, czarną bluzę, które zsunęła mi się z ramienia - Tylko, że trochę inaczej niż inni - dodałam.

Przede mną stał wysoki oraz dobrze zbudowany szatyn mierzący mnie swoim przeszywającym, piwnym wzrokiem.

- Właśnie widać - Stwierdził po chwili ciszy - Jestem Colin - przedstawił się.

- Lily - Uścisnęłam wyciągniętą przez niego dłoń - Powiedz Colin, mieszkasz gdzieś w tej okolicy? - obróciłam się w miejscu z rozłożonymi na boki rękami, aby po chwili znów spojrzeć na twarz szatyna.

- Na końcu ulicy - Wskazał w danym kierunku i uśmiechnął się lekko - Jesteś tutaj nowa? Nie widziałem Cię wcześniej - dodał kopiąc leżący obok jego stopy kamyk.

- Przeprowadziłam się tutaj z Londynu parę dni temu - Odpowiedziałam - Dłuższa historia, może kiedyś Ci ją opowiem - dodaje nie chcąc ciągnąc tego tematu. Jeszcze jest za bardzo drażliwy.

- Spoko - Podniósł ręce do góry - Nie naciskam - dodał - Miło było Cię poznać Lily

- Ciebie też - Przyznałam - Przepraszam, ale muszę już iść - dodałam ruszając w kierunku swojego nowego domu.

- W takim razie do zobaczenia! - Chłopak krzyknął w moim kierunku z uśmiechem na ustach machając jednocześnie ręką.

- Do zobaczenia - Odwzajemniłam gest i przyśpieszyłam kroku. Nie wiem, czemu tak zareagowałam. Może, dlatego że był taki miły w stosunku do mnie? Jeszcze nikt się tak nie zachowywał z wyjątkiem Rachel, ale ona to zupełnie inna sprawa. 

xx

W końcu napisałam rozdział ^-^ Trochę zeszło i za to przepraszam, ale ostatnio coś brakuje mi chęci żeby coś tu wstawić :-/ I w ogóle to chyba na razie najkrótszy rozdział.

Następny będzie dłuższy obiecuje :)

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ ;)

niedziela, 5 lipca 2015

➳ 3

                                                                       ~ Klik ~

           - Więc, o co chodzi? - Zapytała Rachel, gdy zajęłyśmy jeden z wolnych stolików w naszej ulubionej kawiarnii.

- Jest sprawa Rachel - Zaczęłam niepewnie upijając przy okazji łyk swojego napoju. - No bo ja… Ja się przeprowadzam Rachel… - wydusiłam z siebie i podnoszę wzrok na brunetkę.

- Hej spokojnie, mała - Rocky złapała mnie za dłoń i uśmiechnęła się pocieszająco - Przecież będziemy się odwiedzać, tak? - dodała

- …  Do Sydney… - Skończyłam

- CO?! - Dziewczyna prawie zakrztusiła się swoją kawą i niemal natychmiast zrobiła wielkie oczy. - Ale jak? Dlaczego? - dodała

- Ojciec dostał tam pracę, mieliśmy się tam przeprowadzić, ale wypadek mamy i James’a, to wszystko przyśpieszy - Wytłumaczyłam starając się nie rozpłakać.

- Co? Lily, jaki wypadek? Jeszcze raz na spokojnie - Zmarszczyła brwi w ten zabawny sposób, ale w tamtej sytuacji to nie poprawiło mi humoru. Opowiedziałam jej wszystko od początku, nie szczędząc przy tym łez.

- Czyli nie zobaczymy się tak prędko jak myślałam - Podsumowała, gdy skończyłam mówić - Lily, obiecaj mi, że jeszcze się kiedyś spotkamy - dodała

- Obiecuje, a nawet zaklinam się na wszystko - Zaczęłam wycierając łzy z policzków - Dziękuje, że jesteś Rachel - dodałam

- Od tego są przyjaciele - Uśmiechnęła się do mnie pocieszająco i zebrała swoje rzeczy - Chodź, odprowadzę Cię do domu - dodała podnosząc się ze swojego miejsca.

***

Zajmując swoje miejsce w samolocie miałam wrażenie, że nigdy nie wrócę już do Londynu. Że zostawię ten rozdział swoje życia daleko za sobą. A może rzeczywiście tak będzie lepiej?

- Zobaczysz wszystko się ułoży - Tata szepnął mi te słowa do ucha powodując, że odwracam głowę w jego stronę.

- Kiedyś może i tak, ale nie teraz - Odpowiedziałam i wsadzam w uszy słuchawki. Zamykam oczy, gdy wzbijamy się coraz wyżej w powietrze i pozwalam się nieść gdzieś daleko słowom piosenek płynących ze słuchawek.

***

- Dlaczego nie powiedziałeś nam, że kupiłeś dom nad niemal samą plażą?! - Susan stała na środku chodnika i zaczęła się wydzierać, zaraz po tym jak wysiedliśmy z taksówki.

- To miała być niespodzianka - Tata wytłumaczył - Macie klucze, tylko się nie zabijcie po drodze - dodał rzucając przedmiotem w moim kierunku.

- Czemu zawsze ona ma pierwszeństwo? Jest starsza o niecały rok - Zamruczała niezadowolona Susan, gdy otwierałam drzwi.

- O cały rok, a po za tym mnie tata lubi bardziej - Wystawiłam język w jej kierunku i złapałam walizkę w dłoń. Zaczęłam wchodzić kręconymi schodami na górę, a gdy już tam znalazłam zaczęłam zastanawiać się, który pokój jest mój.

- Który jest mój, a który Twój? - Zapytała Susan zatrzymując się obok mnie.

- Nie wiem, ale ten po lewej jest mój - Rzuciłam szybko i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka, a to, co zobaczyłam przechodzi moje najśmielsze oczekiwania.

                                                                 ~ Klik ~        

Cały pokój utrzymany był w chłodnych barwach. Nie był może duży, ale mały też nie. Po lewej stronie od drzwi stało łóżko, następnie wiszące półki, potem okno i biurko, oraz pasujący kolorystycznie dywan leżący na podłodze. To wszystko idealnie mnie określało, czyli według taty - uporządkowany chaos.

- Susan! Lily! - Usłyszałam z dołu. Pośpiesznie odłożyłam walizkę, zdjęłam bluzę i ruszyłam na dół.

- Co jest? - Usiadłam na blacie w kuchni i zaczęłam przyglądać się z zaciekawieniem tacie.

- Musimy porozmawiać o waszych szkołach - Zaczął tata upijając łyk swojej kawy.

- Jak to szkołach? Będziemy chodzić do osobnych, a nie tak jak teraz do jednej szkoły? - Zmarszczyłam brwi zadając to pytanie.

- Tak, jeszcze przed wypadkiem ustaliłem z mamą, że tak będzie dla was obydwu lepiej - Powiedział, a ja mam ochotę przewrócić oczami.

Super. Nie dość, że nie mam tu żadnych znajomych, to jeszcze będę sama w nowej szkole. Po prostu zajebiście…

xx

I jak się podoba? 

Zostaw coś po sobie i nie bądź duchem! :3

piątek, 26 czerwca 2015

➳ 2

                                                                     ~ Klik ~

- Krócej mówiąc związał się z Tobą, by Cię zaliczyć, a jak dowiedział się, że to mu się nie uda, bo Ty najzwyczajniej w świecie nie jesteś na to gotowa zaczął Cię zdradzać na prawo i lewo niż wyznać prawdę - Podsumowała Rachel, gdy skończyłam opowiadać jej wydarzenia z dzisiejszego popołudnia.

- Mniej więcej  - Potwierdziłam i spróbowałam się uśmiechnąć, ale mi nie wyszło. Było to pewnie coś w rodzaju krzywego grymasu, a nie uśmiechu.

- Padalec - Skomentowała ciemnowłosa marszcząc brwi, co zawsze mnie rozśmiesza. Wtedy układają się w takie śmieszne kształty. Zakryłam dłonią usta nie chcąc się roześmiać, ale nie potrafiłam. Po chwili wybuchłam serdecznym śmiechem, a Rocky dołącza się do mnie.

- O to mi chodziło - Przyznała, gdy powoli się opanowujemy - Dobrze, że mi o tym powiedziałaś - dodaje kładąc dłoń na moim ramieniu - Pamiętaj, że gdybyś chciała się wygadać, wyrzucić coś z siebie to ja zawsze będę mieć otwarte drzwi.

- Zapamiętam - Powiedziałam przytulając się do niej. Taka przyjaciółka, jak Rachel to skarb.

***

Wchodząc do domu usłyszałam cichy szloch z salonu. Zainteresowana ruszyłam niepewnie w tamtym kierunku, a moim oczom ukazała się kanapa zakopana pod ogromną ilością chusteczek z Susan - moją młodszą siostrą w samym środku.

- Co się stało? - Zapytałam siadając na nałokietniku mebla.  Patrzę się w jej duże brązowe oczy, ma takie same jak nasza mama. Duże, ciepło - czekoladowe ślepia.

- M-ama i J-james nie ż-żyją… - Rudowłosa zaszlochała wycierając policzki - Zginęli w wypadku samochodowym jakieś kilka godzin temu, wjechał w nich pijany kierowca - dodała, a moje oczy zmieniły momentalnie rozmiary. Szczęka opadła mi do ziemi i minęło sporo czasu za nim zebrałam ją z powrotem.

- Ale jak? Przecież… przecież… to nie może być prawda… - Zaczęłam bezradnie przeczesując palcami włosy.

- Jak nie może? W takim razie zobacz - Rudowłosa sięgnęła po pilota i włączyła telewizor. Zobaczyłam wieczorne wydanie wiadomości, a do moich uszu dotarły pierwsze słowa reporterki.

- Dzisiaj około godziny 15.30 na obrzeżach Londynu doszło do poważnego wypadku. Zginęło dwie osoby, a czworo zostało rannych. Winny spowodowania wypadku był pod wpływem alkoholu, na razie nie ustalono jego tożsamości gdyż zbiegł z miejsca zdarzenia…

Usłyszałam również chrząknięcie za swoimi plecami, szybko się odwracam i widzę wyraźnie przygnębionego ojca.

- Czemu nie powiedzieliście?! Czemu nie zadzwoniliście?! - Wstałam zaczynając się wydzierać. To nie może być prawda. To kurwa nie może być prawda. Mama i James zaraz wrócą do domu od dziadków i wszystko będzie dobrze.

- Lily, kochanie uspokój się. Nie zadzwoniłem, bo sam dowiedziałem się nie dawno. O wszystkim pierwsza dowiedziała się Susan, gdy wracała ze szkoły - Poinformował mnie ojciec, a ja już nie wytrzymałam i pozwoliłam płynąć łzom w dół po mojej twarzy.

- Niech to się okaże jakimś głupim snem, niech to się skończy - Załkałam w koszulę rodzica - Tato powiedz, że wszystko będzie dobrze, że to wszystko się jakoś ułoży - dodałam patrząc się w jego zielone oczy.

- Będzie skarbie, tylko musisz w to uwierzyć - Głaskał mnie po głowie w celu uspokojenia jednak to już nie pomaga. Przestało, gdy skończyłam dziesięć lat.  

Następne godziny pamiętałam jakby przez mgłę. Ciągły płacz, wycieranie zbyt mokrych od łez policzków i słuchanie taty, że wszystko będzie dobrze.

Gówno prawda, nic nie będzie dobrze!

***

Choć płakałam przeszło pół nocy nie czuje zmęczenia. Fizycznie jest ze mną w porządku, oprócz ran na nadgarstkach nic mi nie jest, znowu to zrobiłam, przez to czuje ogromne wyrzuty sumienia wiedząc, że jeszcze bardziej zawiodłam tym mamę. Natomiast z moją psychiką nie jest już najlepiej. Na ten moment to jeden wielki chaos. Może nawet gorzej.

Tata upierał się żebym została w domu, jednak ja nie chciałam zaniedbywać Rachel, a zwłaszcza, że za parę dni przeprowadzamy się do Sydney. Tata dostał tam lepszą posadę, a to wiąże się przeprowadzką. Nie miałabym nic przeciwko temu, ale na drugi koniec świata?! Nie można tego było jakoś bliżej usytuować? Na przykład w Paryżu czy Rzymie? Mimo wszystko te miasta znajdują się zdecydowanie bliżej niż Sydney.

***

- Cześć - Rachel jak zwykle radosna czekała na mnie przed wejściem do galerii.

- Cześć - Mruknęłam smętnym głosem - Musimy pogadać Rachel - dodaje

- Idziemy na jakąś kawę? - Zaczęła, a ja niemal natychmiast odpowiedziałam.

- Możemy iść później? Na razie nie mam do tego głowy. Lepiej zacznijmy szukać tego prezentu - Skłamałam, bo ciężko mi będzie wyznać jej prawdę.

- Jasne - Rachel uśmiechnęła się lekko - W takim razie chodźmy - dodała śmiejąc się cicho. Wymusiłam u siebie uśmiech, na tyle szczery na ile mnie stać.

Nie wierze, że stracę i ją.

xx

Się porobiło. Wiem, że wieje nudą, za co przepraszam, ale początku już takie są. Z każdym następnym będzie coraz ciekawiej. A tym czasem zapraszam do oglądnięcia zwiastunu! Mam nadzieje, że się wam spodoba. Sama go zrobiłam :3 *ta skromność*

Komentujesz = Motywujesz

Zostaw coś po sobie. Nie bądź duchem :3

piątek, 19 czerwca 2015

➳ 1

~ Klik ~

Dziewczyna, której długie włosy w odcieniu ciemnego granatu wydostają się z warkocza i 
opadają na niemal pół twarzy to ja. Nazywam się Lily, a reszty dowiecie się w swoim czasie.

Idąc nagrzanymi od słońca chodnikami w centrum Londynu nie narzekałam na panującą pogodę. Jak na koniec sierpnia było wyjątkowo ciepło jak na Anglię więc naprawdę cieszyłam się, że było tak, a nie inaczej.

Miałam dzisiaj spotkać się z moją najlepszą przyjaciółką - Rachel, w jednej z galerii. Chciała wybrać coś dla swojego chłopaka - Alan'a na prezent z okazji ich rocznicy. Są już ze sobą prawie dwa lata i naprawdę pasują do siebie. Interesują się tym samym, ich rodzice dobrze się znają i do niczego nie zmuszają, a gdy wyszło na jaw, że ta dwójka jest razem babcia brunetki stwierdziła, że może spokojnie umierać, bo wie, że oddała swoją wnuczkę w dobre ręce. Było to w pewnym sensie urocze. 

Kiedy mijałam kolejne ścieżki w parku zauważyłam coś, czego nie powinna widzieć żadna dziewczyna będąca w związku...

Czy może być coś gorszego niż widok Twojego chłopaka całującego się z Twoim największym wrogiem?

Nie, zdecydowanie nie. Nie ma nic gorszego od tego widoku.

- Rayn, co to ma znaczyć? - Zapytam, a gula w moim gardle zaczęła rosnąć. Przełknęłam głośno ślinę i czekałam na odpowiedz ze strony faceta, który do teraz był moim chłopakiem. Był, bo już nim nie będzie.

- Lily… ja miałem Ci to powiedzieć - Zaczął - Nie możemy być już dalej. To wszystko to, co robisz, to dla mnie za dużo - dodał przeczesując palcami włosy. Miałam ochotę go wyśmiać.

- Tylko, dlatego że mam problemy z samą sobą, chcesz mnie zostawić? - Zapytałam ze łzami w oczach - Dobrze. Skoro tego chcesz, ja nie będę robić problemu. Szczęśliwego nowego związku - warknęłam zaczynając odchodzić.

- Lily… pogadajmy - Brunet złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę - Daj mi to wyjaśnić - zaczął

- Nie musisz - Warknęłam po raz kolejny - Zgaduje, że nie całowałeś jej pierwszy raz. Nie pierwszy raz też mnie zdradziłeś. Ile ich już było? - dodałam krzyżując dłonie na piersi.

- Tylko Angelica - Odpowiedział cicho. Prychnęłam.

- Tylko?! - Nie zwracając uwagi na przechodniów wyrzuciłam dłonie w górę - Nie powinno być ani jednej! Powiedz mi, w czym jestem gorsza od niej? Tym, że nie ubieram się jak dziwka z ulicy i zakrywam tyle, a nawet więcej niż powinnam, czy dlatego, że się tnę? - Wymieniłam mu na palcach.

- W niczym, ja… po prostu… zdałem sobie sprawę, że nie ma tego, co było między nami na początku

- Odpowiedział spuszczając zakłopotany wzrok na chodnik.

- Mogłeś mi powiedzieć wcześniej, prosto w oczy. Teraz czuje się jak ostatni śmieć, który nic dla ciebie nie znaczył. Z resztą, dlaczego ja się okłamuje, tak było prawda? Byłeś ze mną tylko po to żeby się ze mną przespać, ale jak dowiedziałeś się, że to Ci się nie uda, to postanowiłeś to spieprzyć, tak? Dałeś mi nadzieje. Nadzieje na coś, czego już nigdy więcej nie będzie - Mówiłam, a łzy spływały po moich policzkach - To koniec - dodałam odwracając się na pięcie.

Słyszałam jeszcze jak mnie nawoływał, ale ignorowałam to. Skrzywdził mnie. Złamał serce, a je nie łatwo będzie poskładać.

Po pokonaniu bezpiecznej odległości i upewnieniu się, że za mną nie szedł usiadłam na ławce i wyjęłam z kieszeni jeansów telefon. Wystukałam numer do Rachel i spokojnie zaczekałam, aż odbierze.

- Cześć Lily, co się dzieje? W ogóle gdzie ty jesteś? Miałaś być pod galerią pół godziny temu - Lawina pytań od strony Rocky mnie nie zdziwiła. Zawsze tak reagowała, gdy gdzieś się spóźniłam chociażby pięć minut.

- Rachel przepraszam, ale nie dam rady dzisiaj przyjść - Zaczęłam drżącym głosem - Możemy to przełożyć? - dodałam

- Jasne, że możemy. Lily, co się stało? Przecież słyszę, że coś jest nie tak - Usłyszałam, a to sprawiło, że miałam ochotę się rozpłakać.

- Pogadamy o tym jak przyjdę do Ciebie wieczorem, Okey? - Zaproponowałam - Teraz muszę coś załatwić

- Trzymam Cię za słowo - Powiedziała - To do zobaczenia.

- Do zobaczenia - Tymi słowami zakończyłam naszą rozmowę i ruszyłam w dobrze znanym mi kierunku.

***
                                                                       ~ Klik ~
                                                       
Idąc z nowym kolorem na głowie przez ulice Londynu czułam, że dzisiaj stanie się coś jeszcze gorszego niż to, co już mnie spotkało.

Gdy już znajdowałam się pod domem przyjaciółki, wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam dzwonek. Po dosłownie kilku sekundach w drzwiach pojawia się Rocky w swojej jak zwykle za dużej bluzie i krótkich jeansowych spodenkach. 

- Czekaj… nowy kolor… Coś nie tak z Rayn’em? - Zapytała wskazując na moje włosy.

- Tak jakby - Zamruczałam idąc za nią do salonu.

- Gadaj jak na spowiedzi - Zczęłam, gdy siedziałyśmy już na kanapie obładowane popcornem, żelkami oraz lodami czekoladowymi i czekałyśmy, aż pierwszy film się zacznie.

- Od, czego by tu zacząć…

xx

I jak się podoba? Wiem, że początki zawsze są nudne, ale od następnego już coś będzie się dziać. Obiecuje (: Nie wiem kiedy się pojawi, ponieważ poprawiam rozdziały, ale na pewno za niedługo razem z szablonem ;)

Powiedzcie co myślicie, to dla mnie ważne xx

piątek, 5 czerwca 2015

➳ 0

Ile potrzeba by zniszczyć człowieka?

Kłamstwa.

Wystarczą same kłamstwa.

Dla niej nie liczyło się już nic. Straciła wszystko, na czym jej zależało. Tylko, dlaczego spotyka to, takich ludzi jak ona? Nikomu nie zawiniła, nikomu nic nie zrobiła. Dlaczego ona?

Z pozoru cicha, spokojna i opanowana krucha istota przeżywała więcej niż nie jedno z nas.

Oczy potrafią powiedzieć więcej niż słowa, więcej niż jakiekolwiek gesty i czyny. Jej oczy opowiadały historię dziewczyny, której życie nigdy nie było usłane różami. Całą historię - chwile szczęścia i tragedii. Tej było jednak więcej niż w niejednej piekarni chleba. Bo kto mógł przypuszczać, że taką istotę jak ona, która dopiero wkraczała w dorosłe życie spotka coś takiego? Przyszła kolejna historia - już mniej wesoła, nawet nie zabawna. Historia, która zniszczyła wszystko, ale też wniosła coś nowego do jej życia. Coś, co uratowało ją od wewnętrznego i powolnego umierania.  

Wyjątkowa osobowość wyróżniająca się z tłumu każdym względem zamknięta została w ciele niewielkiej postury osóbki o ciemnych włosach skrytych pod różnymi kolorami i orzechowych oczach.

Uważała się za przeźroczystą, za przeciętną, choć wcale nią nie była. Była inna na ten dobry sposób. Była wyjątkowa, ale nikt nie umiał tego dostrzec.

Nikt, oprócz niego.

Żywy temperament i osobowość zamknięte zostały w ciele postawnej istoty z blond włosami niewiele odróżniającymi się od piasku i oczami niczym wody morza Karaibskiego.

Wyjdzie z tego coś dobrego czy wręcz przeciwnie?

xx

Moje pierwsze opowiadanie tutaj, liczę że się wam spodoba (: Zostawcie coś po sobie, to dla mnie ważne. 
Szablon wykonany przez Calumi