piątek, 31 lipca 2015

➳ 4

                                                                          ~ Klik ~

Luke
            
                Wchodząc do domu o dziwo nie zastałem chłopaków, zauważyłem też, że nie dzieje się nic, czym mógłbym się zainteresować.

- Cześć - Powiedział Michael zauważając moją osobę - Gdzie byłeś? - dodał

- U mamy - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą - A gdzie niby mógłbym być? Przecież wiesz, że jutro jest rocznica - dodałem ze smutkiem w głosie.

- Wiem - Powiedział równie smutnym tonem - Nie chce mi się wierzyć, że to już tyle lat - dodał na chwilę odrywając się od gry na playstation.

- Ja też - Przyznałem - Jakby mama czegoś chciała, to jestem u siebie - dodałem.
Dziwnie to brzmi, prawda? Byłem u mamy, a chwilę potem mówię, że jakby mama coś chciała to jestem u siebie.

Moja biologiczna matka nie żyje. Zginęła przez potrącenie na pasach przez jakiegoś pijanego kierowcę, kiedy miałem może z trzynaście lat. Jej dobra przyjaciółka, a zarazem mama Michael’a dobrze znała naszą sytuację i postanowiła mnie do siebie przygarnąć. A, czemu nie mogłem przejść pod opiekę ojca? To proste. Ja nie mam ojca. Straciłem go w wieku pięciu lat, gdy zostawił mnie i braćmi razem z matką samych, by odejść do innej 
kobiety nawet się z nami nie żegnając.

Pozostali członkowie mojej rodziny, również nie chcieli się mną zająć, ponieważ stwarzałem dosyć poważne problemy wychowawcze i wiele razy się buntowałem z byle powodów. Gdy nie mama Michael’a pewnie skończyłbym w domu dziecka czy poprawczaku. Tak… Moje wybryki z tamtego czasu różniły się od wybryków dzieciaków, które mają po trzynaście lat…

Krócej mówiąc wtedy już paliłem, ale nie ważyłem się tknąć narkotyków czy alkoholu. Wiedziałem, że to było złe, do tej pory sobie to wypominam, ale dawało mi poczucie ulgi i zmniejszało cierpienie oraz tęsknotę za matką.

Lily

Idąc krawężnikiem chodnika miałam opuszczoną głowę i wzrok wbity w stopy. Próbowałam nie tracić równowagi, ale dawno tego nie robiłam i wyszłam z wprawy.

- Co Ty robisz? - Usłyszałam za sobą jakiś głos, który powoduje, że zatrzymałam się w miejscu, a następnie odwróciłam się.

- Idę, nie widać? - Wzruszyłam ramionami i poprawiłam rozsuwaną, czarną bluzę, które zsunęła mi się z ramienia - Tylko, że trochę inaczej niż inni - dodałam.

Przede mną stał wysoki oraz dobrze zbudowany szatyn mierzący mnie swoim przeszywającym, piwnym wzrokiem.

- Właśnie widać - Stwierdził po chwili ciszy - Jestem Colin - przedstawił się.

- Lily - Uścisnęłam wyciągniętą przez niego dłoń - Powiedz Colin, mieszkasz gdzieś w tej okolicy? - obróciłam się w miejscu z rozłożonymi na boki rękami, aby po chwili znów spojrzeć na twarz szatyna.

- Na końcu ulicy - Wskazał w danym kierunku i uśmiechnął się lekko - Jesteś tutaj nowa? Nie widziałem Cię wcześniej - dodał kopiąc leżący obok jego stopy kamyk.

- Przeprowadziłam się tutaj z Londynu parę dni temu - Odpowiedziałam - Dłuższa historia, może kiedyś Ci ją opowiem - dodaje nie chcąc ciągnąc tego tematu. Jeszcze jest za bardzo drażliwy.

- Spoko - Podniósł ręce do góry - Nie naciskam - dodał - Miło było Cię poznać Lily

- Ciebie też - Przyznałam - Przepraszam, ale muszę już iść - dodałam ruszając w kierunku swojego nowego domu.

- W takim razie do zobaczenia! - Chłopak krzyknął w moim kierunku z uśmiechem na ustach machając jednocześnie ręką.

- Do zobaczenia - Odwzajemniłam gest i przyśpieszyłam kroku. Nie wiem, czemu tak zareagowałam. Może, dlatego że był taki miły w stosunku do mnie? Jeszcze nikt się tak nie zachowywał z wyjątkiem Rachel, ale ona to zupełnie inna sprawa. 

xx

W końcu napisałam rozdział ^-^ Trochę zeszło i za to przepraszam, ale ostatnio coś brakuje mi chęci żeby coś tu wstawić :-/ I w ogóle to chyba na razie najkrótszy rozdział.

Następny będzie dłuższy obiecuje :)

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonany przez Calumi