Luke
Wchodząc do domu o dziwo nie zastałem chłopaków, zauważyłem też, że nie dzieje się nic, czym mógłbym się zainteresować.
- Cześć - Powiedział Michael
zauważając moją osobę - Gdzie byłeś? - dodał
- U mamy - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą - A gdzie niby mógłbym być? Przecież wiesz, że jutro jest
rocznica - dodałem ze smutkiem w głosie.
- Wiem - Powiedział równie
smutnym tonem - Nie chce mi się wierzyć, że to już tyle lat - dodał na chwilę
odrywając się od gry na playstation.
- Ja też - Przyznałem - Jakby
mama czegoś chciała, to jestem u siebie - dodałem.
Dziwnie to brzmi, prawda?
Byłem u mamy, a chwilę potem mówię, że jakby mama coś chciała to jestem u
siebie.
Moja biologiczna matka nie
żyje. Zginęła przez potrącenie na pasach przez jakiegoś pijanego kierowcę,
kiedy miałem może z trzynaście lat. Jej dobra przyjaciółka, a zarazem mama
Michael’a dobrze znała naszą sytuację i postanowiła mnie do siebie przygarnąć.
A, czemu nie mogłem przejść pod opiekę ojca? To proste. Ja nie mam ojca.
Straciłem go w wieku pięciu lat, gdy zostawił mnie i braćmi razem z matką
samych, by odejść do innej
kobiety nawet się z nami nie żegnając.
Pozostali członkowie mojej
rodziny, również nie chcieli się mną zająć, ponieważ stwarzałem dosyć poważne
problemy wychowawcze i wiele razy się buntowałem z byle powodów. Gdy nie mama
Michael’a pewnie skończyłbym w domu dziecka czy poprawczaku. Tak… Moje wybryki
z tamtego czasu różniły się od wybryków dzieciaków, które mają po trzynaście
lat…
Krócej mówiąc wtedy już
paliłem, ale nie ważyłem się tknąć narkotyków czy alkoholu. Wiedziałem, że to
było złe, do tej pory sobie to wypominam, ale dawało mi poczucie ulgi i
zmniejszało cierpienie oraz tęsknotę za matką.
Lily
Idąc krawężnikiem chodnika miałam opuszczoną głowę i wzrok wbity w stopy. Próbowałam nie tracić równowagi, ale
dawno tego nie robiłam i wyszłam z wprawy.
- Co Ty robisz? - Usłyszałam za
sobą jakiś głos, który powoduje, że zatrzymałam się w miejscu, a następnie
odwróciłam się.
- Idę, nie widać? - Wzruszyłam ramionami i poprawiłam rozsuwaną, czarną bluzę, które zsunęła mi się z ramienia
- Tylko, że trochę inaczej niż inni - dodałam.
Przede mną stał wysoki oraz
dobrze zbudowany szatyn mierzący mnie swoim przeszywającym, piwnym wzrokiem.
- Właśnie widać - Stwierdził po chwili ciszy - Jestem Colin - przedstawił się.
- Lily - Uścisnęłam wyciągniętą
przez niego dłoń - Powiedz Colin, mieszkasz gdzieś w tej okolicy? - obróciłam się
w miejscu z rozłożonymi na boki rękami, aby po chwili znów spojrzeć na twarz
szatyna.
- Na końcu ulicy - Wskazał w danym kierunku i uśmiechnął się lekko - Jesteś tutaj nowa? Nie widziałem Cię
wcześniej - dodał kopiąc leżący obok jego stopy kamyk.
- Przeprowadziłam się tutaj
z Londynu parę dni temu - Odpowiedziałam - Dłuższa historia, może kiedyś Ci ją
opowiem - dodaje nie chcąc ciągnąc tego tematu. Jeszcze jest za bardzo
drażliwy.
- Spoko - Podniósł ręce do
góry - Nie naciskam - dodał - Miło było Cię poznać Lily
- Ciebie też - Przyznałam -
Przepraszam, ale muszę już iść - dodałam ruszając w kierunku swojego nowego
domu.
- W takim razie do
zobaczenia! - Chłopak krzyknął w moim kierunku z uśmiechem na ustach machając
jednocześnie ręką.
- Do zobaczenia -
Odwzajemniłam gest i przyśpieszyłam kroku. Nie wiem, czemu tak zareagowałam. Może,
dlatego że był taki miły w stosunku do mnie? Jeszcze nikt się tak nie
zachowywał z wyjątkiem Rachel, ale ona to zupełnie inna sprawa.
xx
W końcu napisałam rozdział ^-^ Trochę zeszło i za to przepraszam, ale ostatnio coś brakuje mi chęci żeby coś tu wstawić :-/ I w ogóle to chyba na razie najkrótszy rozdział.
Następny będzie dłuższy obiecuje :)
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ ;)